|
Bardzo nietypowy gołąb w gronie wszystkich prezentowanych w naszym rozpłodzie. Jego hodowca – Krzysztof Golec, to sąsiad z tej samej wioski gdzie hodujemy gołębie. W lotowaniu gołębi to tak zwany „kat”. Gołębie przeważnie są w koszu od pierwszego do ostatniego lotu. Startują z każdej pozycji cyklu gniazdowego. Mają otwarty wylot przez cały dzień. Karma do woli, mimo to potrafią z chęcią żerować na pobliskich polach. Taki rodzaj prowadzenia gołębi bardzo sprzyja osiąganiu wyników na ekstremalnie długich trasach. Sprzyja – ale nie decyduje. Do tego też jest potrzebny odpowiedni, dobry gołąb. Swoje sukcesy na maratońskich trasach, nie tylko z Barcelony ale też w Regionie VI Poznań, zawdzięcza Krzysztof Golec spółce hodowlanej ze Śląska. Ten słynny tandem: Hunger – Kachel osiągał przez długie lata ponadprzeciętne wyniki metodą gniazdową, przyprawiając o ból głowy konkurencję zaopatrzoną we wdowce. Dokładny opis ich gołębi, metod hodowlanych i wyników znajdziemy w książce „Krzyżówka czy pokrewieństwo” pióra Piotra Patasa. Zainteresowanych odsyłam do lektury.
PL-0370-04-7614 niebiesko nakrapiany samiec wywodzi się z gołębi spółki Hunger – Kachel. Jest ojcem opisywanej tu nakrapianej samiczki PL-11-520455, a zarazem ojcem słynnej, nakrapianej PL-0370-07-6829 – zwyciężczyni lotu Barcelona 2011. PL-7614 jest z żelaza i ma taki sam charakter. Musi mieć!!! Oto dlaczego – 3 starty z Barcelony i trzy konkursy narodowe na miejscach 4, 9, 16. Tak naprawdę to on spowodował, że dziś mam w gołębniku jego córkę. O tym jednak później. W 2010 roku „7614” wrócił z Barcelony z konkursem ale zupełnie wyczerpany – resztką sił. Ktoś ze znajomych Krzysztofa stwierdził, że jest chory i należy go „podleczyć”. Wieczorem następnego dnia miałem okazję być poproszonym o obejrzenie tego gołębia. Jestem raptus!.. Trochę mi puściły nerwy jak obejrzałem gołębia i poznałem zastosowany środek leczniczy. Chciałem natychmiast zacząć leczyć „doktora”!! Krzysztof zachował spokój i dyskrecję. Do dziś personalia „doktora” nie zostały mi podane, a szkoda, bo co powracam myślą do tej sprawy to mnie ręka zaczyna swędzieć. Moim zdaniem PL-7614 przebył o wiele więcej kilometrów przez te kilka dni lotu, niż pomiar w prostej linii wynoszący 1508 km. Bardzo ciężkie warunki atmosferyczne w środkowej części trasy przelotu odebrały na zawsze szansę powrotu do domu większości startujących zawodników. On wrócił skrajnie wyczerpany i odwodniony. Brakowało mu wszystkiego ale nie antybiotyku na przeciążoną do granic możliwości wątrobę. Kuracji antybiotykowej mógł nie przetrzymać! Trochę prostych zabiegów spowodowało, że gołąb po 3 dniach wrócił do formy i tryskał radością. Krzysztof powiada, że uratowałem gołębiowi życie. Miło to słyszeć, choć to mocno przesadzone. Większa satysfakcja przyszła później. Za rok mogłem składać Krzysztofowi gratulacje, że córka „7614” jest pierwsza w Polsce z Barcelony! Jej „żelazny” tata przyleciał do Polski z tego lotu jako czwarty!!! Całą parę zamierzał nabyć kontrahent z Japonii. Zanim to nastąpi postanowiono połączyć je razem tzn. „żelaznego” tatę „7614” i jego córkę – 6829 o zasłużonej nazwie „Lady Barcelona”. Stanowią tę parę do dziś, gdyż Japończyk z transakcji wycofał się. Jedno z jajek tej pary trafiło do mnie jesienią 2011 roku. To prezent Krzysztofa za udzieloną pomoc dla „żelaznego” 7614. Oczywiście – zbyt duże dziękuję ze strony Krzysztofa – jestem jego dłużnikiem. Jeśli ktoś jest zainteresowany potomstwem tej pary służę numerem telefonu do Krzysztofa Golca. Mało życzliwi powiadają, że zwycięstwo z takiego lotu to przypadek, rosyjska ruletka itp. Ja też byłem skłonny popierać taki pogląd. Tylko czemu, po raz drugi Barcelonę wygrywa gołąb z tego samego gołębnika, a jego rodzina kolejny raz jest w czołówce!!! Przepraszam! Nie napisałem o tym wcześniej. Pewnie nie wszystkim wiadomo- gołąb Krzysztofa Golca wygrał też lot z Barcelony w 2008 roku. Jak długo gołębie z Polski będą startować z Barcelony – proszę pamiętać, że jednego kibica Krzysztof już ma. |