Jak to w życiu bywa, przypadek rządzi naszym losem
Do sąsiadów mieszkających obok posesji moich rodziców, na której trzymam gołębie, przyjechali goście. Było jesienne przedpołudnie 2005 r. Stałem przed gołębnikiem i zwoływałem gołębie po oblocie, do karmienia. Z za niskiego płotu pozdrowił mnie trochę młodszy mężczyzna. Po kilku grzecznościowych zwrotach rozmowa zeszła na gołębie. Hodowcy to znają, więc dla nikogo nie będzie zaskoczeniem, że nieplanowane, krótkie w zamiarze spotkanie, skończyło się na dwóch kolejkach wypitej kawy, wypalonej paczce papierosów i na przeglądzie gołębnika. „Gołębnik” – to brzmi dumnie dla mojej budowli, gdyż to jedna z najmniejszych konstrukcji tego typu w oddziale tak, pod względem gabarytu jak i obsady, ale nie jakości. Nie było moim marzeniem mieć taką lokalizację, ale po zaadoptowaniu pomieszczenia i z niego lecą gołębie. Jest miejsce na 12 wdowców i połączony z gniazdówką gołębnik na młode. 8 cel gniazdowych plus dwa regały dla młodych w sumie plac na 35 szt. gołębi. To moje królestwo.
W tym czasie, w gołębniku siedział m.in. posiadający 13 konkursów – najlepszy lotnik oddziału, a zarazem 2 roczny lotnik w Polsce i dalsze samczyki z zespołu, który przyniósł mistrzostwo Oddziału Żary rocznymi. Była grupa długodystansowców, wywodząca się ze znakomitego szczepu Van Wanroy, przebywająca u mnie za sprawą Daniela Czajki z Meyen koło Koblencji, połączona ze sprawdzonymi Fabry od przyjaciela z Czeskiej Jihlavy – Josefa Chlubny. Ten zespół wylatał miejsce w pierwszej siódemce okręgu Zielona Góra (1200 hod.) i w piętnastce Regionu VI Poznań (5500 hod.). To nie znaczy, że nie miałem kilku szybkich gołębi. Znakomicie pokazały się gołębie z połączeń dwóch mistrzów Polski i Regionu VI Poznań – braci J. i M. Górskich z Nowej Soli i tak samo utytułowanego – Krzysztofa Chećko z Żar. W tej niewielkiej grupie gołębi siedział jeszcze, w tym czasie, jeden z najszybszych młódków Okręgu Zielona Góra. Reprezentant województwa na wystawie ogólnopolskiej w Katowicach. Niestety, pamiętna katastrofa zatrzymała go tam… na zawsze.
Wracając do wątku odwiedzin. Składający wtedy nieplanowaną wizytę gość, to Rafał Steinhof. Urodzony w okolicach Kluczborka na Opolszczyźnie, a od 15 lat mieszkający na stałe w niemieckim Bünde. Z niedowierzaniem przyglądałem się człowiekowi, który przekonywał mnie, że jest zatrudniony u doktora H. E. Schwidde. Na wtedy wiedziałem, że doktor, to postać znana miłośnikom gołębi pocztowych w całych Niemczech i krajach Beneluxu, ze swych osiągnięć hodowlanych. Rafał zaznaczył, że w zakresie jego obowiązków tego sezonu, było m.in. prowadzenie drużyny gołębi rocznych. Prowadzenie na tyle skuteczne, że przyniosło Schwiddemu niebywały dotąd sukces, w postaci Mistrzostwa Regionu gołębiami rocznymi, a indywidualnym gołębiom miejsca w czołówce z lotów i zaplanowanych rywalizacjach.
Z jeszcze większym zaskoczeniem przyjmowałem wyjaśnienie, dotyczące nietypowego prowadzenia drużyny rocznych samczyków. „Wdowcy”, a właściwiej pasowałaby nazwa „samotnicy” – posiadający tylko siodełka nie cele i nie posiadający wcale stałych samiczek.
Ogromne wrażenie zrobiła na mnie ocena gołębia w ręce prezentowana przez gościa. Różni się diametralnie od stosowanej przeze mnie. Nie w smak mi to przyznać, że i tamten sposób skuteczny, bo moja teoria rozpoznawania gołębia w ręce, to prawie klasyka i pewnik, a tu ktoś… Powtarzam, inny od znanego mi sposób oceniania gołębi w ręce, wcale nie był gorszy! Należy nauczyć się ich obu z pożytkiem dla siebie. Rafał bez problemu wskazał mi najszybsze gołębie z gołębnika i wyróżniających się rozpłodowców.
Rafał ma jeszcze jedną cechę – dar przekonywania. Już przy pierwszym spotkaniu udało mu się przekonać mnie bym jednego z mych najlepszych, rocznych samczyków z 10 konkursami, wypożyczył na rok. Jego nowym domem miał być, oddalony o ponad 500 km. gołębnik rozpłodowy, znajdujący się w kompleksie gołębników u Schwiddego w Spenge.
Przyznaję, jeszcze długo tego wieczora myślałem, że jestem zbyt naiwny, pozwalając sobie, na wyprowadzenie z gołębnika, jednego z najlepiej zapowiadających się na przyszłość zawodników z drużyny wdowców. Mimo rozterek (słowo jest słowo), na drugi dzień, zapakowałem „niebieskiego” i pojechał z Rafałem do Niemiec.
Teraz, z perspektywy czasu łatwo stwierdzić, że nie było się czego obwiać, a nawet że – było warto. Postępowanie kolegi z Niemiec sprawia, że można zachować wiarę w ludzi i ich słowo. Można żyć z przekonaniem, że należy ufać i pomagać, w zamyśle nie mając na uwadze gestów wdzięczności, lecz zwykłą koleżeńskość.
Jest takie słowo, w którym zawiera się wszystko, co przed chwilą napisałem, ale w tych czasach prawie się zdewaluowało. Dla mnie w życiu zasadnicze – honor! Osobą tego pokroju, zasługującą na miano człowieka zasad, okazał się z nawiązką, Rafał.
Na wiosnę 2006 r. ogromna niespodzianka. Rafał sprawił, że po konsultacji ze Schwiddem do Żar trafiły, na roczne wypożyczenie, trzy pary zestawione do rozpłodu. Dla mnie, to stanowczo za wiele szczęścia więc podzieliłem się z młodszym kolegą. Pomógł mi On jakiś czas temu, przyjmując całą moją rozpłodówkę, teraz dostał do nich i te 3 pary z Niemiec. „Coś” cennego w nich jest, skoro już ich młode zdobyły na lotach wiele czołowych konkursów i kilka dyplomów. Teraz, stanowią wyróżniającą się grupę w lotach i gałąź hodowli, nie tylko mojego gołębnika.
Za tą hodowlaną ofertą, pojawiła się wkrótce biznesowa. Dr. H. E. Schwidde od jakiegoś czasu próbował nawiązać kontakty handlowe w Polsce. Schwidde nie znał bezpośrednio nikogo u nas w kraju. Poprzez swoich licznych przyjaciół w Niemczech, złożył ich protegowanym w Polsce, ofertę współpracy.
Do listy przyszłych przedstawicieli, ja dołączyłem pewnie jako ostatni – zachęcany i przekonywany, nie przez kogo innego jak… Rafała. Sporządzony biznesplan, obszerny w pomysły rozruchowe, zwierał także nietypowe aspekty poza handlowe planowanego przedsięwzięcia i … trafił na biurko Schwiddego.
To, co jeszcze do niedawna, mogło być moim marzeniem, na wiosnę 2006 roku stało się faktem. Wybrano moją ofertę!!! Sprawy nabrały rozpędu. Oficjalne zaproszenie na rozmowy do Schwiddego w Spenge. Zwiedzanie gołębników, doprecyzowywanie zasad współpracy, marketingu i reklamy na terenie Polski. Muszę dodać, że w cieniu każdego z tych moich pierwszych poczynań i ruchów, widać było skupione, zadumane, ale rozpromienione oblicze sprawcy – Rafała.
Rozruch przedstawicielstwa firmy DS w Polsce pod nazwą DSKM nastąpił w czerwcu 2006 roku.
Spory artykuł w „Hodowcy” nr 7/2006, miał przybliżyć wszystkim hodowcom w kraju postać Dr. H. E. Schwidde. Dołożone do miesięczników „Hodowca” i „Dobry Lot” katalogi, w ilości kilkunastu tysięcy sztuk, miały temu dodatkowo pomóc i pokazać naszym rodakom, naukowo dopracowane, metody prowadzenia gołębi w oparciu o wytwarzane w Niemczech produkty.
Wspólnym zamiarem, Dr-a Schwidde i moim, jest czynne włączanie się w nurt życia PZHGP i polskich hodowców. Między innymi, w związku z tym, powstał pomysł poszerzenia prestiżowego Konkursu Redakcji „Hodowcy” o dodatkowe, funkcjonujące w sąsiednich krajach od lat klasyfikacje. Propozycja zawierała wyłonienie najlepszych lotników danego sezonu w kategoriach A, B, C, D i M. Nagrody mają otrzymać po trzy najlepsze ptaki w każdej kategorii, a opublikowanych zostanie po 50 gołębi z najlepszymi wynikami. Pomysł spotkał się aprobatą Kolegium Redakcyjnego Hodowcy i Zarządu Głównego PZHGP – za co dziękujemy. Jest naszą nadzieją, że w przyszłości, tak wyłonione lotniki otrzymają tytuł i status – „As narodowy”
Jeśli nic nie stanie na przeszkodzie, to każdego roku, poczynając od tego sezonu, na ten cel, w formie nagród rzeczowych, zostanie przeznaczona kwota ok. 4 – 5 tysięcy złotych.
W kręgu zainteresowań działalności DSKM są organizowane przez PZHGP akcje pomocowe. Pomni „tragedii Katowickiej”, chcemy zasilić aukcję gołębi organizowaną przez Zarząd Okręgu Gdańsk na wystawie ogólnopolskiej w 2007 roku. Celem jest wspomożenie rodzin osób najmocniej poszkodowanych w Katowickiej hali.
Przede mną wiele pracy. Chęci są! Pomysłów nie brakuje. Są też mniejsze i większe marzenia związane z Naszą organizacją, których spełnienia sobie i Wam w zdrowiu życzę.
Dobry Lot!